środa, 12 listopada 2014

You with all of the answers, leave me alone

         No więc obiecany update, albowiem dostałam dłuuugo wyczekiwany list z naszego kochanego Sądu. Nie żadne postanowienie, a list adwokata Młodej do Sądu i do mnie, odrzucający moje zażalenie w dość... ciekawy sposób. 








         Nie kwestionuję tego, że cytowane przez Panią adwokat artykuły ustaw tak właśnie brzmią. Wedle nich każdą taką sprawę można sobie dowolnie zinterpretować i już nigdy w Polsce żaden młodociany przestępca nie musiałby być karany. Problem w tym, że wiele fragmentów jej ambitnego i wzniosłego wywodu to manipulacja lub kłamstwo. Dlatego też na skanach znajdziecie nie tylko cenzurę (a co) ale jeszcze moje komentarze, które przybliżą Wam moją reakcję.

         Z tego, co nie zmieściło się na marginesach, a zawrę w liście z odpowiedzią do Sądu (desperacki ruch już, widać gołym okiem, jak to się skończy):
         - to, o co będę walczyła to nie tylko grosze, jakie Mała dostanie za sprzedane książki. To też suma pieniędzy, które ja mogłabym zarobić, gdybym kiedyś wydała własne słowa (do czego miałabym pełne prawo, oczywiście przerabiając bloga na inne, nie-narutowskie realia), a czego nigdy nie będę mogła zrobić, bo - cóż - ktoś już to wydał i na kartach historii - bez odpowiedniego wyroku Sądu - to Młoda będzie na zawsze autorką tej felernej powieści
         - niejaki brak świadomości, że robi coś złego trochę zaprzeczony podwójną (!) próbą usunięcia mi bloga oraz podpisaniem umowy, której pierwszym punktem było, że nikt inny nie może  mieć praw do choćby fragmenciku tego, co wydadzą (jeśli laska umie pisać, to umie czytać, i na pewno wydawca się jeszcze 3 razy upewnił i przeczytał dziecku umowę na głos, więc zrobiła to absolutnie świadomie, mając nadzieję, że nikt się nie dowie)
         - masa mojej ciężkiej, wieloletniej pracy zniszczona (inaczej produktu finalnego nazwać się nie da, jest gorszy niż blog, a to duże osiągnięcie) i podpisana cudzym nazwiskiem. Ciekawe, co Sąd i Pani adwokat powiedzą na moje życie w społeczeństwie i moje uczucia i moje choroby
      - jeśli mam rozumieć oskarżenia, krzyki i oburzenie jako inną formę przyznania się i przeprosin, to jasne, nastąpiły
         - wspomniane tam, ale jeszcze raz wyjaśnię: przeprosiny na stronie wydawnictwa były w 100% słowami wydawcy, brzmią "Wydawnictwo przeprasza...". Ani Młoda ani Rodzice nie kiwnęli palcem w ich kreowaniu, nie wyrazili na nie zgody, nie skomentowali ich, nie przeprosili mnie słownie, mimiką, śpiewem, migami ani Braille'm, niczym. Naciąganie przeprosin wydawnictwa i ich starań, by sytuację załagodzić pod to, że to Państwo Nieletni się poczuli i ładnie publicznie przeprosili, to czyste chamstwo i/lub brak umiejętności czytania ze zrozumieniem
         - wszyscy powtarzają (wydawca też) że "wydawałam się usatysfakcjonowana". Tak, jak Wam napisałam - walczyłam o wiele więcej i ugrałam jedną rzecz, w dodatku od wydawnictwa, do którego żal miałam mniejszy (przynajmniej wtedy). Państwo Nieletni nie ponieśli żadnych konsekwencji, żadniutkich, i jak ktoś stwierdza, że umie Leithcie czytać w myślach i znalazł tam fakt, że ja na tym pozostanę, powinien iść do lekarza. Btw - jakby Państwo Nieletni i Mała zostali trochę dłużej, a nie wyszli w popłochu z sali (bez "do widzenia"/"przepraszam"/"dziękuję") to by wiedzieli, że zapowiedziałam, że sprawę jeszcze przemyślę, bo to wszystko mi się mocno nie podoba. Nie wiem, jak z rudego, nastroszonego pierza, wkurzonej miny, obnażonych zębów i zmrużonych kocich ślepi można wywnioskować "oh, chyba jest zadowolona", ale widać im się to udało. Ignorance is Bliss. 

       
Edit: Pomoc już mam, radzę sobie, wszystko idzie w dobrym kierunku.
     

Jeszcze raz dziękuję Wam za pomoc i wsparcie

zapraszam do Warszawy na kawkę

Leithciak